Translate

Miłość to...

4 | dodaj

Hej :)

Na świecie są miliardy ludzi. I przynajmniej 3/4 z mieszkańców planety kogoś kocha. Boga, rodziców, męża, żonę, psa. Opcji jest mnóstwo. Przez całe moje dotychczasowe życie zastanawiałam się, czym dokładnie jest ta głupia miłość. Potrzebą drugiego człowieka? Ale wczoraj, w końcu odkryłam co znaczy to tajemnicze słowo składające się z 6 liter.

W piątki mam zbiórki zuchów. Przychodzę i pomagam zajmować się małymi dziećmi. I czasami trzeba się przebierać. A że ja, jako osoba, która nigdy nie lubiła kostiumów wróżek, księżniczek i innych różowych stworków, stałam się na dwie godziny murzynkiem Bambo. Przy okazji wzięłam na zajęcia mojego młodszego brata. Miałam nadzieję, że mu się spodoba. Przez całą zbiórkę latałam z twarzą pomazaną masą z kakao i kremu oraz w swędzącej peruce na głowie. Ale czego się nie zrobi dla maluchów. 

Wszystko kończy się o godzinie 18:30. Ja ostaję jednak jeszcze trzydzieści minut, żeby posprzątać po tej rozwrzeszczanej hordzie. I troszkę pogadałam z druhną (główną prowadzącą). Potem wesołym krokiem, wciąż przebrana za Bambo, ruszyłam do wyjścia. Przy okazji zadzwoniłam do mamy, czy mogłaby mnie odebrać. I w tym momencie ona zapytała czy mój brat jest gotowy. I poczułam jak grunt usuwa mi się spod nóg.
-Rysio.. Ale wy go jeszcze nie odebraliście?
Okazało się, że nie. Na śmierć zapomniałam o ośmiolatku. Pędem wróciłam do szkoły i zaczęłam wrzeszczeć imię tego dzieciaka. Zero odpowiedzi. Pobiegłam na boisko. Jakiś trening piłki nożnej. Podchodzę do trenera i pytam czy nie widział niskiego chłopca, bo się właśnie zgubił.
-Czy pani mówi poważnie?
No tak, nadal mam to cholerne kakao na twarzy. Wracam do budynku. Nic. Na placu zabaw nie ma. Mój Boże, już prawie płacząc wlekę się przed szkołę i czekam na mamę. I co widzę? W samochodzie siedzi nie kto inny, a mój brat.
-Co ty tu robisz?! - drę się na całe gardło. - Gdzie byłeś?! Czy nie wiesz, że ja tu łażę, robię z siebie idiotkę, mało nie umarłam na zawał?!
Mama próbuje mnie uspokoić. Mówi, że powinnam była się umówić z Ryśkiem. Ale on nie powinien łazić po nocy! Bo jak się okazało, zaczął wracać do domu. Nic do mnie nie dociera. Prawie krzyczę, płaczę, brązowa masa na twarzy rozmazuje się, brudzę sobie ubranie. Jestem wściekła. Czy on nie rozumie, że coś mu mogło się stać? W głębi czuję, że to moja wina, może właśnie dlatego próbuję za wszelką cenę zwalić wszystko na niego. Gdy znajdujemy się pod naszym mieszkaniem ryczymy już obydwoje. Musze na pewno ciekawie wyglądać. 

Nie będę może już opowiadać dalej, bo w sumie nic ciekawego się nie zdarzyło. Ale teraz to właśnie będzie moja definicja miłości:

Jeżeli kogoś kochasz, przebiegniesz całe miasto przebrany za Afroamerykanina, byle tylko odnaleźć tą osobę. 
:)

Jak działa na mnie muzyka?

2 | dodaj
Witajcie :)

Pora na jakże spektakularny powrót po... nawet nie chce mi się liczyć. O ile ktoś się w ogóle martwił, to przepraszam ;). Wiecie - zabrakło mi pisania. Lubie poznawać ludzi w sieci, lubię wyrażać własne zdanie, no po prostu postanowiłam spróbować jeszcze raz. Co z tego wyjdzie - zobaczymy :) 

Muzyka - dla każdego jest czymś innym. Jest to więc temat rzeka i aż się dziwię sobie, że nie wykorzystałam  go w moich poprzednich wpisach.

Music Is My Life 
Coś w tym jest, że muzyka jest życiem. Określa uczucia, motywuje do działania, wpływa na nasz nastrój. W tym poście odpowiem na kilka muzycznych pytań, opowiem kilka ciekawych historii, może kogoś zainspiruję (oby!). Zatem - zaczynajmy!

Grasz na jakimś instrumencie?
A i owszem. Na pianinie. Można powiedzieć, że przestałam, bo już nie chodzę na dodatkowe zajęcia, ale coś tam od czasu do czasu przygrywam, uczę się nut. Pewnie jeszcze do tego wrócę. Bardzo bym chciała.

Śpiewasz pod prysznicem?
Tak! I kocham to robić. Śpiewam w domu, na przerwach w szkole... Prawie wszędzie. Nawet w tym momencie :)

Jaki jest Twój ulubiony wykonawca muzyczny?
Adam Lambert! Zdecydowanie! Jeszcze Queen. Na dalszym miejscu jest Stromae i Pentatonix. Jednakże to Adam jest tym ,,wybrańcem losu" :). Kiedyś go nie lubiłam, był dla mnie dziwny, taki nierealny i sztuczny. Jak się okazało tylko tak mi się wydawało. Teraz uwielbiam wszystko z nim związane. Dam Wam tu zdjęcie, sami zobaczcie - jest po prostu cudowny :D

 

Jaka jest Twoja ulubiona piosenka?
Hmmm... Adam Lambert - There I said it... Nie no, nie dam rady tylko jednej. Queen - Another one bites the dust, Pentatonix - Evolution of music, Stromae - quand c'est. To chyba te jedne z ulubieńszych.

Jaka jest piosenka przy której zawsze tańczysz?
Michael Jackson & Justin Timberlake - Love never felt so good
Madcon ft.Ray Dalton - Don't Worry

Jaki jest Twój ulubiony teledysk?
Dla mnie Stromae jest mistrzem teledysków, każdy jest malutkim dziełem sztuki. Ale ,,quand c'est" przebija wszystko.

Piosenka najlepiej opisująca Twój nastrój w tym momencie, to:
 Avicci - Waiting for love

Zespół, który lubisz, a do którego się ni przyznajesz:
O nie... Prawda wyjdzie na jaw ;) One Direction. Lubię czasami słuchać ,,Drag me down". I bynajmniej nie uważam ,,directionerek" i tym podobnych wynalazków za coś złego.

Oglądasz jakiś program muzyczny?
The voice of Poland! Nie mogę przegapić żadnego odcinka. Ani jednego.

Jaka jest piosenka, która znudziła Ci się, bo była za długo puszczana w radiu?
Sarsa - Naucz mnie. Mam dosyć. Kapituluję. Nigdy nie lubiłam tej piosenki, a teraz jej nienawidzę jej tysiąckrotnie. Nie przepadam też za Fifth Harmony - Worth it.

Chyba zdziecinniałam. No cóż. Bywa i tak. Mam nadzieję, że napiszę niedługo jakiś może ciekawszy post? Nie wiem. Mam kilka ciekawych planów odnośnie tego bloga i liczę na Waszą pomoc. Zostaw komentarz - obiecuję, że odpowiem! Zresztą to bardzo mnie motywuje do dalszego pisania. Po za tym zapraszam na aska: @edensoe  Jeżeli ktoś do mnie napisze, gwarantuję że dostanie odpowiedź :))

Tosia
 

Opowiadanie - Mechaniczna Cytryna

0 | dodaj
Hej :)

Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Tak jak pisałam, postanowiłam zamieścić na blogu opowiadanie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Z góry też proszę o zrozumienie dla możliwych błędów interpunkcyjnych :)) 


Mechaniczna Cytryna

Siadam na czarnym stołku postawionym w mojej garderobie. Zerkam w lustro i wydaję głośne westchnięcie pełne niezadowolenia. No tak, moja twarz znowu się do niczego nie nadaje. Muszę się szybko przygotować, zaraz zaczyna się program. Wyuczonym ruchem sięgam po słoiczek z jasnym pudrem. Jednak tego dnia, wszystko idzie nie po mojej myśli. Kosmetyk spada na drewnianą podłogę, a ja wściekłym wzrokiem spoglądam na cielisto-szklaną mozaikę.
-Cholera- mruczę. Delikatnie, tak aby nie pokaleczyć palców wygrzebuję resztki proszku spośród odłamków słoiczka. Nakładam go na policzki, czoło i nos po czym rozprowadzam puchatym pędzlem. Teraz pozostało pociągnąć usta szkarłatną szminką i jestem gotowa.
Nagle ktoś z impetem wchodzi do mojego pokoju.
-Pani Ariadno, strój gotowy. – na szczęście to tylko Robin, człowiek od kostiumów. Widzę, że na dziś przygotował mi piękny, czarny frak i buty na wysokich obcasach. Rzucam mu tylko wdzięczne spojrzenie, po czym odbieram od niego kostium. Gdy Robin opuszcza garderobę, wkładam przygotowane ubrania. Buty są przecudne, jednak bardzo trudno jest mi w nich chodzić. Problem mam z frakiem – jest lekko przyciasny. No cóż, nic już nie da się zrobić, pójdę w nim.
Zmierzam w kierunku miejsca nagrywania programu. Po drodze otrzymuję scenariusz, parę dobrych rad i zazdrosnych spojrzeń koleżanek z pracy.
Staję przed kamerą, i mimo duszącego mnie stroju, niewygodnych czółenek i zepsutego humoru wyszczerzam bialutkie jak śnieg zęby. Wiem że wyglądam dobrze.
Dziś podobno ma być jakiś ciekawy odcinek mojego telewizyjnego show. Właściwie nie mojego. Ja nie mogę mówić czego chcę, nie mam prawa ubrać się wedle własnego gustu. Ja tylko czytam. Tak, dokładnie, tylko. Jestem prezenterką, która ma przyciągać wzrok. Nawet scenariusza nie mogę zobaczyć, ponieważ nasz reżyser chce, aby wszystko było naturalne.
Siadam na moim miejscu, na wielkim, czerwonym fotelu. Naprzeciw mnie znajdują się trzy osoby – jakaś młoda dziewczyna, mająca góra piętnaście lat, mężczyzna ubrany w eleganci garnitur i zaniedbana kobiecina, typowa kura domowa. Przez te wszystkie lata pracy w telewizji umiem bezbłędnie ocenić ludzi. Wiem, że każde z nich jest na swój sposób nieszczęśliwe.
-Kamera, akcja! – słyszę.
-Dzień dobry, nazywam się Ariadna O’Malley i zapraszam do mojego talk-show ,,Mechaniczna Cytryna”. – uśmiecham się. Po chwili spuszczam wzrok na kartki z moją rolą i czytam.
-Moimi gośćmi są Gasper Terry – tu podnosi się owy strojniś i z dumną miną obraca się w kierunku zatrudnionej widowni. No tak, uczestnicy zawsze myślą, że są w centrum uwagi. Nigdy się nie dowiedzą, że płacimy ludziom bicie brawa.
-Latoya Swan – nastolatka niepewnie unosi głowę i patrzy mi prosto w oczy. Rozprasza mnie to, ale nie daję się zbić z tropu.
-Oraz Debora Farrons – dodaję. Publiczność klaszcze.
-Moi mili, więc to Wy jesteście tymi szczęściarzami, którzy wygrali konkurs pod tytułem ,,53”? – pytam, zdziwiona takim obrotem akcji. Co jak co, nie spodziewałam się czegoś takiego. Zwykle rozmawiamy o polityce, miłości czy innych mniej ważnych sprawach. – Skoro tak, opowiedzcie nam coś o sobie i swoich marzeniach. Może zaczniemy od Ciebie, Latoyo.
-Witajcie, mam czternaście lat i mieszkam Interpolu. – zaczyna dziewczyna.- Zajęłam pierwsze miejsce w tym konkursie…
-A dzięki czemu wygrałaś? Co zrobiłaś? – może nareszcie dowiem się o co chodzi.
-Ja... napisałam historię.
-A o czym ona była? – darzę ją sztucznym uśmiechem.
-O miłości. Niemożliwej, ponieważ była to sytuacja dość trudna. Jakby to powiedzieć… Ona była normalnym człowiekiem, żyła tak jak każdy inny, on z kolei… nie istniał.
-Hmmm, bardzo ciekawe. – wypowiadam na głos słowa scenariusza. Oczywiście wszystko jest zaplanowane, są różne wersje zarówno moich odpowiedzi, jak i gościa. – Niech zgadnę, to Twoje marzenie?
-Tak. – zdradza Latoya.
-Dobrze, może teraz zajmiemy się Panią Farrows. Deboro, opowiedz nam, o czym Ty śnisz po nocach.
Kobieta nazwana przeze mnie ,,Kurą Domową” rzuca mi zmęczone spojrzenie.
-Pragnę być sławną piosenkarką. Ciągle tkwię przy zmywaniu garów, dzieci leni, mąż ignorant… - wylewa z siebie wszelkie żale. – Zaśpiewałam napisany przez siebie utwór. Był o tym, że chcę być dostrzeżona, chcę być piękna.
Patrzę na nią z wyuczonym współczuciem.
-Może teraz Gasper przybliży nam swoje marzenia.
-Jestem zabieganym biznesmanem. Cały czas gnam za pracą, modą, pieniędzmi, ale nie mam czasu na to, aby zrobić coś dla siebie. Chciałbym znalazł się nagle daleko stąd, w jakimś miłym miejscu, gdzie rozkoszowałbym się samotnością.
-Skoro poznaliśmy z grubsza naszych uczestników, pora na gwóźdź programu. Nasi przyjaciele otrzymają pastylki, po których połknięciu, przeniosą się do wymarzonego przez siebie świata. Będą mieć ze sobą nasze latające, niewidoczne kamery, które będą patrzeć jak powodzi się im w nowym świecie.
Po chwili do naszego pokoju wchodzi moja koleżanka, Nastia. W dłoniach trzyma srebrną tacę, na której leżą trzy, białe pigułki.
-Kiedy je połkniecie, pomyślcie swoje życzenie. Następnie poczujecie się słabo, to znak, że się przenosicie. Pamiętajcie, macie tylko pięćdziesiąt trzy minuty do dyspozycji. Dobrej zabawy! – mówi Nastia, po czym podaje tabletki gościom.
Gasper, Latoya i Debora sięgają po nie nieufnie, jednak z wyraźnym zaciekawieniem. Po chwili najmłodsza uczestniczka przybliża rękę z cudownym środkiem do ust i znika. W jej ślady idzie pozostała dwójka.
Po chwili włączają się wielkie ekrany za mną. Dlaczego ja ich przedtem nie dostrzegłam?! Pełna złych przeczuć, wypadam z roli. Nagle na pierwszym wyświetlaczu ukazuje się znana mi twarz Kury Domowej. Tylko że ona wygląda… inaczej. Jej zniszczone niegdyś włosy lśnią zdrowym blaskiem, w oczach radość, a ona odziana jest w piękną suknię w szafirowym odcieniu. Siedzi wśród tłumu podobnych do niej ludzi. Zaczynam poznawać coraz to nowe twarze. Dostrzegam Adele, Lady Gagę czy Taylor Swift. No tak, rozdanie Grammy, przecież Debora chciała być piosenkarką.
-Lucky! – to słowo wydobywające się z ust prowadzącego. Zastanawiam się o kogo chodzi i po chwili widzę promieniejącą Panią Farrows biegnącą by odebrać statuetkę.
Po chwili obraz urywa się. Z przerażeniem czekam na to co się wydarzy. Nie muszę tego robić długo – następny ekran ukazuje mi Elegancika. Tylko że tym razem wygląda bardziej jak jakiś zaniedbany wieśniak. Leży na kupie siana i kłosem w zębach. Zaskoczona tym widokiem nic nie mówię. Dostaję znak od reżysera. Przerwa na reklamę. Latoya ze swym wyobrażonym ideałem muszą poczekać. Idę w kierunku szefa.
-Czy zdajesz sobie sprawę, jakie życie będą mieli Ci ludzie?! Jak będą nieszczęśliwi gdy wrócą do prawdziwego świata?! – krzyczę.
-Kochana – zaczyna mój przełożony. – Oni nigdy nie żyli w rzeczywistości. To ich pozbawi złudzeń.
-Że co?! Dając zakosztować im niemożliwego, niszczysz ich! Oni będą chcieli tam wrócić!
-To już nie mój problem. – ucina.            
-Stój! – rozkazuję. – Powiedz mi tylko skąd macie te pastylki. To nie jest normalne. Co ludzie będą myśleć?! Takie rzeczy istnieją w opowieściach!
-Życie to jedna wielka niewiadoma. – mówi zagadkowo. – Niech Cię nie interesuje skąd mamy te czy inne przedmioty. A co do społeczeństwa… utrzymujemy, że to świetnie zmontowany materiał.
-Ale…
-Wracaj na plan, zaraz koniec reklam! – kończy rozmowę.
Czuję się jak nagrywana ukrytą kamerą. Jakby to był żart. Jeden wielki dowcip. Niestety, zapewne tak nie jest. Zajmuję mój fotel i zerkam na ostatni ekran. Film się zaczyna.
                                                                           
Jakaś piękna, młoda kobieta chodzi w ciemną noc po wielkim cmentarzysku. Ma bladą cerę, wielkie czarne oczy i wampirze kły. Na pierwszy rzut oka trudno rozpoznać, ale to właśnie Latoya. A obok niej stoi mężczyzna. Oczywiście, naoglądała się smarkula ,,Wywiadu z Wampirem” i teraz ma. W duch proszę ją, aby się w nim nie zakochała, chociaż wiem, że jest już za późno.
Zegarek ukazuje trzy minuty do końca ,,idealnego życia”. Z opuszczoną głową czekam na to, co nastąpi. W skupieniu wsłuchuję się w ciszę. Przeraża mnie ona. Mówi całą prawdę, o mnie, o tych ludziach, o telewizji.
Ekrany wygasły. Debora, Gasper i Latoya wracają. Jeszcze dosłownie kilka sekund i staną przede mną. Tak też się dzieje. Cała trójka, taka jak przedtem.
Elegancik zaczyna opowiadać o tym, ja to się odprężył na tym sianie i jak mu było przyjemnie. Kura Domowa z zachwytem wspomina rozdanie nagród. Zaraz wrócą do swoich domów, pracy, rutyny. Tylko nastolatka, ta jakże młoda istotka stoi ze spuszczoną głową. Pytam ją co się stało. Podnosi na mnie załzawione oczy, po czym odchodzi. Nikt jej nie powstrzymuje, kamezrysta rzuca tylko:
-Wytnie się.
Rozchodzimy się. Nadal mam poczucie winy z powodu tego programu. Tego wyreżyserowanego badziewia, w którym łamiemy ludziom serca i odbieramy złudne nadzieję. Zmęczona padam na łóżko.
     Następnego dnia budzę się z przekonaniem, że to był tylko sen. Radosna kieruję mój wzrok do lustra i widzę wypudrowaną twarz z rozmazaną szminką. Mój humor momentalnie się psuje. Sprawdzam wiadomości i świeże informacje. Na pierwszej stronie mojego ulubionego portalu, znajduje się taka oto notka:
Nie żyje Latoya Swan (15), uczestniczka programu ,,Mechaniczna Cytryna” prowadzonego przez Ariadnę O’Malley. Dziewczyna popełniła samobójstwo.
I to tyle. Czuję jak moje dłonie drętwieją na klawiaturze, oddech ustaje. Tak się czuje człowiek, który najpierw zniszczył, z następnie odebrał komuś życie. Gdy tylko odzyskuję zmysły sięgam po komórkę. Piszę do szefa wypowiedzenie. Nie będę tam iść, nie dam rady.

Od tego wydarzenia minęło już sporo czasu, bo trzy miesiące, jednak Latoya cały czas ma miejsce w mojej pamięci. Ułożyłam sobie życie, nie pracuję już w  y tej niszczącej telewizji. Nareszcie mogę mieć własne, zdanie – piszę o czym chcę. Jestem dziennikarką. Moje artykuły wysyłane są na przeróżne konkursy pisarskie, zazwyczaj wygrywają większość konkurencji. Generalnie, to moja nowa przełożona odpowiada za to, w jakiej rywalizacji będą brały udział moje teksty. Ja dostaję listy z gratulacjami i zaproszenia na galę wręczania nagród. Dzisiaj także znalazłam białą kopertę w skrzynce. Uradowana od razu ją otworzyłam.
Droga Pani Ariadno O’Malley!
Mamy przyjemność pogratulować Pani zajęcia pierwszego miejsca w konkursie o nazwie ,,53”. W ramach nagrody zapraszamy do programu ,,Mechaniczna Cytryna” prowadzonego przez  Oxanę Verdin…….
Przerażona odłożyłam kartkę papieru. Poczułam jak łza płynie mi po policzku. Wzięłam pióro do ręki i napisałam na czystej kartce odpowiedź:
,,Dziękuję za zaproszenie, na pewno będę”
-

Green, Thorin, Sheeran - czyli co u mnie :)

5 | dodaj


Witajcie!


Z okazji tego niesamowitego dnia jakim jest wtorek, który do tego jest wolny postanowiłam wrócić do krainy żywych. Przez jakiś czas nie było mnie ani widu, ani słychu, ale teraz oto jestem. Oto kilka rzeczy/zajęć zaprzątających moją głowę przez ostatnie 2 tygodnie.

Po pierwsze - przeczytałam 3 książki J.Greena. Z każdą kolejną przekonywałam się, że jest to doprawdy, genialny autor.

 

19 Katherine - opowieść o chłopaku zakochującym się tylko w dziewczynach noszących imię Katherine.  Jest ,,genialnym dzieckiem", świetnym matematykiem. Razem z przyjacielem Hassanem wyruszają w podróż po Ameryce. Tam poznają Lindsey, jej chłopaka Colina, Katrinę i pewną właścicielkę fabryki ze sznurkami do tamponów. To była pierwsza z tych trzech książek, którą przeczytałam. Była świetna, w niektórych momentach zabawna w innych czułam napięcie. 

Papierowe Miasta - historia pewnego chłopaka zakochanego w przebojowej dziewczynie. Nastolatek zostaje zaangażowany w zemście na byłym swojej sympatii. Za jakiś czas dziewczyna ucieka z miasta. Zostawia po sobie rożne znaki. Chłopak postanawia ją odnaleźć. Ta książka jest jeszcze lepsza od poprzedniej. J.Green niewątpliwie potrafi sprawić, by opowieść wydawała się realna. Czytając mam wrażenie, jakby wszystko to działo się naprawdę.


 

Will Grayson, Will Grayson - książka o Willu Graysonie przyjaźniącym się z pewnym gejem zwącym się Kruchy Cooper. Kruszyna (pseudonim Coopera) jest zaangażowany w tworzenie musicalu. Pewnego razu Grayson, Kruchy i ich przyjaciółka Jane wybierają się na koncert. Okazuje się że Will nie może się na niego dostać. Udaje się więc do sklepu ,,Frenchy's" gdzie spotyka się przez przypadek z drugim Willem Graysonem (jego imiennikiem). Duet J.Greena i D.Levithana stworzył najlepszą książkę jaką w zyciu dane mi było przeczytać. Wprawdzie troszkę czasu minęło zanim zorientowałam się, iż są to jakby ,,dwa pamiętniki" z czego jeden pisany jest wielkimi, a drugi małymi literami (Ach, ta moja inteligencja!), ale zdecydowanie genialna opowieść.


Po drugie - cała żyję nocnym maratonem Hobbita. Niedługo w kinie organizowany jest właśnie taki seans. Chodzę jakbym żyła nie w tym świecie. Właściwie, to nawet nie potrafię o tym spokojnie pisać. Może po prostu zamiezczę już zdjęcie i uwolnię Was od moich wypocin :))

 


Co dalej - planuję zrobić kolejną część ,,Zapisków szalonej poetki" lub zamieścić swoje opowiadanie. Dajcie mi znać, czy warto w ogóle to robić, bo nie wiem czy ktoś to będzie czytał :)


 Ach, i jeszcze jedno! Jest piosenka, a właściwie dwie, od których się uzależniłam. Jedna z nich nie była w moim stylu - to moja siostra słuchała jej na okrągło i koniec końców mi też się udzieliło :)

https://www.youtube.com/watch?v=2zNSgSzhBfM
  Macklemore i Ryan Lewis - Can't hold us


https://www.youtube.com/watch?v=4fktjAlczv8
Ed Sheeran - Tenerife Sea


To chyba tyle :) Do zobaczenia, a właściwie do ,,przeczytania"

Gdybym była...

3 | dodaj
Hej :))

Długo zastanawiałam się o czym by tu napisać, aż w końcu postanowiłam. Wydaje mi się, że na takie ,,bez wenowe" momenty są posty typu ,,50 faktów o mnie" itp. W końcu zawsze się czegoś dowiemy o osobie piszącej, znajdziemy wspólne cechy. Uznałam jednak, że jest to już dość popularny pomysł i wykorzystam go w troszeńkę inny sposób. Przerobiłam :)



Gdybym była piosenką, byłabym... ,,Someone new" Hoziera. Nie chodzi mi tylko o rytm i melodię tego utworu, który pod tym względem kocham. Jest coś takiego w tekście... Nawet teledysk jakoś do mnie przemawia, a zazwyczaj tak nie jest :))

Gdybym była filmem, byłabym... ,,Truman Show". Genialny film z Jimem Carrey'em (proszę, poprawcie mnie, jeżeli coś tutaj źle napisałam w odmianie jego imienia), opowiada historię pewnego mężczyzny, który dowiaduje się, że jego życie jest tak naprawdę telenowelą oglądaną przez miliony ludzi. To bardzo skąpy opis, lecz naprawdę zachęcam do obejrzenia. Jest to pod pewnym względem przerażający film, dający do myślenia.

Gdybym była częścią garderoby, byłabym... flanelową koszulą. Jednak nie taką modną czy coś - starą, z wielkimi guzikami i szeroką, taką którą należy wyrzucić, ale ma się do niej zbyt wielki sentyment, aby to zrobić. Ta ostatnia część z sentymentem nijak ma się do mnie, chciałam tylko wyjaśnić, o jaki dokładnie rodzaj mi chodzi.

Gdybym była słodyczem, byłabym... takim batonikiem z orzechów w miodzie.Nie umiem uzasadnić, czemu akurat tym, ale tak by było.

Gdybym była meblem, byłabym... regałem na książki. Tak kocham czytać, że chyba nie należy tego zbytnio tłumaczyć.

Gdybym była miejscem, byłabym... Borami Tucholskimi. Takimi tajemniczymi,  ,,artystycznymi". Z mnóstwem starych drzew, jezior.

Gdybym była częścią ciała, byłabym... uchem. Zastanawiałam się nad okiem, ale uznałam, że lubię słuchać ludzi (przynajmniej niektórych) i mi to pasuje.

Gdybym była pojazdem, byłabym...jakimś garbusem, który nie każdemu się podoba.

Na dziś to tyle, może co poniektórzy wiedzą, skąd zaczerpnęłam pomysł ;).

A kim Wy byście byli, gdyby?



Hej, Ty Downie!

3 | dodaj



Hej :))

Dzisiaj wpadła mi w ręce, jak sądzę, bardzo ciekawa książka. ,,Poczwarka" autorstwa Doroty Terakowskiej. Nie podszedł mi jej ,,Władca Lewawu", ale postanowiłam zaryzykować.I nie zawiodłam się. Zdążyłam przeczytać dosłownie kilka stron a zostałam wbita w fotel.

 Jest to książka o jakby to nazwać, ,,biznes-rodzince" w której do szczęścia brakuje tylko idealnej córki. Takiej, która chodziłaby do przedszkola z angielskim, tańczyła w balecie i grała na instrumentach, a w przyszłości miałaby dobrego męża z wielką willą. Problem pojawia się dość szybko - kobieta rodzi dziecko z zespołem Downa.

Rodzice pogrążeni w rozpaczy. Matce nawet przebiega nawet myśl ,,Przecież to dziecko może umrzeć; urodzę kolejne - normalne i zdrowe".

Jednak nie o tym chciałam pisać. Moim zamiarem było poruszenie problemu nazywania kogoś zdrowego ,,Downem". Często można usłyszeć ,,Hej, Ty Downie!", czy ,,Ale z niego Down!". Generalnie na szkolnym korytarzu. Zaraz potem słuchać śmiech, albo potakiwanie.

Zawsze mnie to denerwowało. To po prostu nie jest zabawne. Jak można za największe wyzwisko uznać określenie czyjegoś stanu? No jak? Czy to, że ktoś nie może robić różnych rzeczy ponieważ urodził się nie w pełni sprawny, serio jest aż takie fajne, że trzeba ogłaszać to na całą szkołę?

I nikt się nie odzywa. Dookoła słychać tylko głupkowate chichoty. Oczywiście, każdy boi się o swoją pozycję w klasie. Nawet sam ,,wyśmiany" jest jakoś radosny. Bo przecież wśród ,,gimbów" utarło się, że Down to idiota, kretyn, imbecyl czy dureń.

I kogo to teraz obchodzi, że osoby cierpiące na te zaburzenia to też ludzie? Obrażanie innych nazwą ich stanu jest co najmniej okropne. To tak jak bym uznała np. swoje imię za coś złego. Załóżmy, że to, iż ktoś ma na imię ,,Tosia" oznacza, że jest coś nie tego. Koledzy z klasy wrzeszczeliby na korytarzu ,,Ale z ciebie Tośka" albo ,,Prawda, że nauczyciel jest Tosią?". Ale ja bym urodziła się z tym imieniem i raczej do 18 roku życia nie mogłabym nic z tym zrobić. Potem proszę bardzo - Zygfryda, Grzymisława czy Genowefa, zmieniam i już. A osoby z zespołem Downa nic nie zrobią.














 





Moje ulubione książki

6 | dodaj
Hej :))

Dzisiaj napiszę co nieco o książkach, które przeczytałam i uważam za przynajmniej interesujące. Niektóre z tych poniżej zamieszczonych dzieł zmieniły moje nastawienie do świata, sprawiły, że w tym co postrzegałam jako złe, teraz umiem zobaczyć iskrę dobra :)


Mały Książę
Antonie de Saint-Exupéry 

,,Mały Książę" czyli mój zdecydowany numer jeden, jest książką o pewnym pilocie, który rozbił się wraz samolotem na Saharze. Gdy już traci nadzieję na przeżycie pojawia się przed nim pewien chłopiec. Po pewnym czasie okazuje się, iż owy przybysz pochodzi z innej planety. Pod wpływem Małego Księcia, pilot ,,odnawia" swój dziecięcy pogląd na świat, poznaje historie o nieszczęściu innych, przyjaźni i miłości, bowiem tajemniczy przybysz okazuje się mieć różne tajemnice w zanadrzu. Z każdym dniem towarzysze zaprzyjaźniają się coraz mocniej. Wkrótce jednak Książę chce wrócić na swoją planetę i...

Książka ta jest pozornie dla dzieci. Łatwy język, dużo obrazków, fantastyczna fabuła... Mimo wszystko czytając tę historię, odkrywasz ile tak na prawdę znaczy przyjaźń, śmierć i miłość. Kocham ,,Małego Księcia" nie tylko za ten ukryty przekaz, lecz także za to, iż zmienia sposób patrzenia na świat. Nagle doceniasz to co masz, umiesz się z tego cieszyć.




Szukając Alaski
John Green


 Jeżeli chodzi o powieści J.Green'a, ,,Szukając Alaski" jest zdecydowanie najlepsza. Jest to historia nastolatka (Klucha), który rozpoczyna naukę w szkole z internatem. Tam poznaje ludzi, którzy po jakimś czasie stają się jego przyjaciółmi (min. Pułkownika, Alaskę) i zmienia się pod ich wpływem (zaczyna palić itp.). Wkręca się w grupę wyspecjalizowaną w robieniu kawałów. Chłopak zakochuje się w tytułowej bohaterce, która niestety ma już partnera. Razem z nowymi znajomymi, Klucha postanawia wykręcić numer wszech czasów. Wszystko poszło zgodnie z planem, grupa postanawia urządzić ,,wyznawanie najsmutniejszych i najweselszych momentów życia". Wtedy bohater dowiaduje się tajemnicy Alaski. Po paru dniach, do szkoły przychodzi przerażająca wieść...

Przeczytałam tą książkę właściwie nie odrywając się od niej. Kiedy tylko mogłam, sięgałam po nią, bardzo mnie wciągnęła. Jest to debiut J.Green'a, jednak uważam go za lepszy, niż ,,Gwiazd naszych wina". Postacie wydają mi się bardziej realistyczne, jakaś nadludzka moc sprawia, że nie da się przerwać tej lektury :))


Oskar i Pani Róża
Eric-Emmanuel Schmitt

 

 Kolejna dość krótka książka na mojej liście. Jest to opowieść o chorym na raka chłopcu Oskarze (10 lat), któremu pozostaje zaledwie kilka dni  życia. Dziecko znajduje się w szpitalu, gdzie ma kolegów (Bekon, Pop Corn) czy nawet dziewczynę, a później żonę (Pegy Blue). Ma także ciocię Różę - byłą zapaśniczkę, aktualnie będącą wolontariuszką. Chłopiec w krótkim czasie pozostającym mu do śmierci (dokładnie 12 dni) przeżywa każdy etap dorastania (z każdą godziną starzeje się, w dwanaście dni staje się staruszkiem, duchowym oczywiście). Wszystkie jego emocje z tym związane, przedstawione są w listach do Pana Boga. Na końcu lektury jest jeden wyjątkowy list... Nie powiem jaki, bo warto samemu ,,pomęczyć się" przez godzinę :))

,,Oskar i Pani Róża" jest opowieścią o śmierci, o tym, iż nie trzeba mieć 40 lat by być dorosłym. 10-ciolatek jest równie dojrzały co nie jeden inny człowiek. Jest to wzruszająca historia dziecka dotkniętego chorobą, od której nigdy nie ucieknie.Sądzę, że opłaca się przeczytać to, choćby ze względu na to, iż można zrozumieć, że tak naprawdę jesteśmy szczęśliwymi ludźmi - nie musimy toczyć walki z czasem, jak bohater.


Gdybym była czekoladą
Katarzyna Majgier


Były dość poważne lektury, czas na coś lekkiego. ,,Gdybym była czekoladą" ukazuje życie 15-stoletniej Ani Szuch oraz jej przyjaciółek - Niki, Pauli, Liliany i Blondi. Okazuje się, że dziewczyny mają nową wychowawczynię - Afrodytę, która swoimi drogimi rzeczami robi w szkole wielką furorę. Jest także córką kogoś znanego i przyjaciółki usiłują wytropić kto to może być. Dowcipna powieść w formie pamiętnika sprawia, iż jest ona przystępna nawet dla tych ,,nielubiących książki".

Zawsze czytam tą powieść aby się odstresować, czasem roześmiać. Nie należy to może do jakiejś ambitnej literatury, ale zdecydowanie bardzo przyjemnie usiąść sobie z z tą książką i zagłębić się nietypowe życie głównej bohaterki.


Bardzo biała wrona
Ewa Nowak

     


W ,,Bardzo białej wronie" poznajemy Natalię i Norberta. Chodzą oni do jednego liceum, jednak to co bardzo ich różni to bez wątpienia dom. Dziewczyna pochodzi z przyjaznej rodziny (ma adoptowanego brata), może nie za bogatej ale pozytywnej, zaś chłopak jest z ,,dobrego domu". Norbert miał dziadka, bardzo wymagającego pianistę, który nigdy nie był zbyt blisko z wnukiem. Między tą dwójką rodzi się uczucie. Z pozoru zwyczajna, codzienna miłość, powoli ukazuje swoją ,,czarną" stronę. 

Bardzo przyjemna w czytaniu powieść, uważam, że jedna z lepszych Ewy Nowak. Jest to ciekawy pomysł, bardzo zgrabnie ujęty przez autorkę. Czego chcieć więcej? :))


To chyba tyle, jeżeli chodzi o moje ulubione książki, może dołączyłabym jeszcze ,,Chłopców z Placu Broni" Ferenca Molnara :)). A jakie są Wasze ulubione powieści i czy czytaliście te wybrane przeze mnie? :))

"Kto czyta książki, żyje podwójnie" - Umberto Eco

Może jest w tym ziarnko prawdy??



Pierwszy (drugi) dzień wiosny

4 | dodaj
Hej :))

Dziś napiszę post typu: Co się u mnie dzieje? Z okazji zakończenia, tej jakże wyjątkowo w tym roku nie chłodnej Zimy będzie wpis w 100% wiosenny :)





Nie wiem jak u Was, w mojej szkole na 21 marca nie ma normalnych lekcji. Jest coś nazwanego ,,warsztatami", polegające na tym, iż grupa osób idzie sobie z jakimś nauczycielem i w taki luźniejszy sposób uczy się np. jak udzielać pierwszej pomocy, czy robić biżuterię.

Oczywiście obchody pierwszego dnia wiosny zostały przesunięte na wczoraj (jakie to szczęście, że nie tracimy takiego cudownego dnia bez lekcji). Musiałam zadecydować, na co pójdę, a ponieważ to co mi się podobało; czyt. wyjście do schroniska i kociego azylu, było już w pełni zajęte, musiałam udać się gdzie indziej. I tu razem z Olą (arte-olaa.blogspot.com) postanowiłyśmy iść na ,,Ważne Bieganie".


Były to zajęcia prowadzone przez mojego nauczyciela historii (warsztaty nazywały się ,,ważne" od nazwiska tego człowieka). Liczyłyśmy, że wszyscy będą nie w formie i będzie możliwość pławienia się w głupawce prze całe półtorej godziny. No i się przeliczyłyśmy.

Zostałyśmy przeciągnięte przez park zdrojowy i ja w ogóle się cieszę, że tam gdzieś po drodze nie umarłam.

http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/czesciowe-zacmienie-slonca-film-i-zdjecia,723424,art,t,id,tm.html  









Istotną rzeczą w mym, póki co 14-sto letnim życiu, było zaćmienie słońca. Dostaliśmy okulary powycinane z papieru z jakąś kliszą i mieliśmy się dzielić między sobą. Staliśmy tak na chodniku przed szkołą i gapiliśmy się. Minął jakiś kwadrans, kiedy ktoś krzyknął:

Jest, jest patrzcie! Widać księżyc!

Spojrzałam przez ten ,,wynalazek" i ujrzałam jakiś minimalny okruch tego ciała niebieskiego zasłaniający naszą gwiazdę. Po chwili zawołano nas na jakiś wykład chemika, który ciągnął się i ciągnął. Chciałam zobaczyć, czy coś się z tym zaćmieniem zmieniło czy nadal jest to takie mikroskopijne.

W końcu pozwolono nam wyjść. Tabun uczniów wysypał się na boisko. Dzieliliśmy się okularami na pół, aby każdy mógł zobaczyć choćby jednym okiem, to co się właśnie działo. Było zimno. Bardzo zimno, ale my tam staliśmy i z zachwytem wpatrywaliśmy się w to słońce. Gdy każdy już zobaczył to co chciał, wróciliśmy do budynku zwanego szkołą.


Tak minął ,,przedpierwszy" dzień wiosny. Dziś jest oficjalny. W związku z tym, mój druh (tak, tak jestem harcerką) postanowił zorganizować grę miejską. I tak biegając po całej miejscowości minęła mi jakaś ćwiartka tej doby. 

Co do mojej skromnej osoby: ta pora roku napawa mnie jakąś szczególną weną twórczą, więc coś czuję, że będę pisać częściej :))


Moje wiosenne:

Postanowienie - Zacząć jeździć na rowerze do szkoły.
Danie - może to nie danie, ale sposób gotowania i spędzania czasu - grill.
Picie - herbata, najlepiej mrożona.
Filmy - ,,Stowarzyszenie Umarłych Poetów", ,,Pani Doubtfire"
Piosenki - ,,Someone new" Hozier, ,,One" Ed Sheeran.
Książki - E.Nowak ,,Krzywe 10", J.Green ,,Szukając Alaski"
Ubranie - kolorowe sukienki ♥
Hobby - chodzenie na spacery z koleżankami.
Rośliny - tulipany.

To tyle jeżeli chodzi o dzisiaj i wczoraj. A jakie są wasze plany na wiosnę? :)


 

 

Maska na każdą okazję.

9 | dodaj
Witajcie :)


Dziś napiszę post, o czymś co rzuca mi się w oczy od kilku lat mojego życia na planecie nazwanej Ziemią. O czymś co denerwuje mnie do granic możliwości i na czym sama siebie przyłapuję. Wiecie o co chodzi?

O zakładanie masek.



 Dokładniej wszystko ujmując - o bycie kimś kim się nie jest. O to, że udajemy, by spodobać się innym. O to, że w pogoni za sympatią tracimy siebie.

Podchodzimy do znajomych ze sztucznym uśmiechem, zgadzamy się z każdym ich słowem, stajemy się ich ,,przydupasami" bez własnego zdania. Dołączamy do miliarda innych klonów, które marząc o lepszym świecie utraciły cząstkę własnego ,,JA".


,,Ludzie nie rodzą się dobrzy albo źli. Rodzą się z pewnymi skłonnościami, ale liczy się sposób, w jaki żyją. I to, jakich ludzi poznają." - Cassandra Clare





Zakładając maski stajemy się gliną. Dopasowującą się do rąk garncarza. I jeżeli zostaniemy, że tak to nazwę, tak wypieczeni to koniec. Maskę trudno tak po prostu wyrzucić. Bo bez niej czujemy się nadzy.


,,Cza­sami wy­daje nam się, że mie­szka w nas
dwóch różnych ludzi. Je­den, który wszys­tko dos­ko­nale czy­ni i te­go człowieka pre­zen­tu­jemy światu. Jest też i ten dru­gi, które­go się wstydzi­my, i te­go uk­ry­wamy.
W każdym człowieku is­tnieje coś ta­kiego jak wewnętrzny dy­sonans i niespójność. Każdy chciałby być dob­ry, a je­dynie do­konu­je czynów, których sam często nie rozumie." -
Phil Bosmans (fragment)

I żyjemy tym nijakim życiem, robiąc rzeczy niezgodne z nami samymi.




,,W głębi duszy zda­jemy so­bie sprawę z włas­nej głupo­ty, a poświęca­my zbyt wiele cza­su al­bo na uk­ry­wanie te­go, al­bo na udo­wad­nianie, głównie so­bie, że tak nie jest. " - Jonathan Carroll

Czasem zastanawiam się skąd biorą się owe maski. Dochodzę do wniosku, że ludzie wstydzą się samych siebie i wytwarzają nową postać. 

,,Nie sztu­ka po­kochać maskę czy rolę, którą ona wokół siebie tworzy, tyl­ko aktorkę..." -nieznany *

Tworząc siebie od nowa, kłamiemy. Samemu sobie, ludziom wokoło. A największą zdradą, jest zdradzić siebie. 

,,Kłam­stwo nie sta­je się prawdą tyl­ko dla­tego, że wie­rzy w nie więcej osób." - Oscar Wilde


,,Od­bierz prze­ciętne­mu człowieko­wi je­go kłam­stwo życia, a wziąłeś mu za­razem całe szczęście. "
-Henryk Ibsen
I żyjemy z tym tydzień, miesiąc, rok, całe życie. Teoretycznie jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Mamy wszystko - przyjaciół, uwagę innych, rolę. Jednak zyskujemy to wszystko poprzez jeden wielki scenariusz, spisany kłamliwą, a zarazem tchórzliwą ręką odłamku prawdziwego człowieka. Okrucha potłuczonej, glinianej misy.

*Nie znam autora tego cytatu, jednak podam link do strony gdzie go znalazłam.
http://szukaj.cytaty.info/mysli/maska.htm

Zdjęcia: Ola z arte-olaa.blogspot.com

Człowiek z wyobraźnią

6 | dodaj
Cześć :)

Czas najwyższy, aby zamieścić nowy wpis. Dzisiaj napiszę o wyobraźni. Wbrew pozorom jest to temat bardzo ważny, bo ileż to ludzkich istnień było już myślami w Hogwarcie, Sródziemiu czy chociażby na słynnym Placu Broni? Która kobieta nigdy nie miała wyimaginowanego męża rodem Hollywood? 

Sama jestem człowiekiem, który ma tak zwaną ,,głowę w chmurach". Uwielbiam zatapiać się w marzeniach, widzieć tymi ,,magicznymi oczyma" moje wszystkie śluby, wyprawy czy odbieranie Oscarów :)

Uważam, że warto posiadać taki naiwny dar naginania rzeczywistości, jednak chyba nie zawsze jest to dla nas dobre. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Wiele osób z tego wyrasta, wtapia się w codzienny świat obowiązków albo znajduje szczęście, które jest jeszcze większe i lepsze od tego wyobrażonego. Czemu? Bo istnieje na prawdę.

Ale załóżmy, ja Antonina nigdy nie wyzbędę się tego mojego drugiego życia. Ciągle będę żyła atakami Voldemorta, zdobywaniem nowych nagród filmowych czy chociażby zdobywaniem Samotnej Góry. Raczej nie będę się cieszyć zwyczajnym światem.

Teraz wiem, że zawsze będzie mi szkoda tego, że te inne wymiary nie istnieją. Ale jeszcze smutniejsze jest to, że kiedyś zostanę zmuszona pozostawić moje sny na ulicy Rakos w Budapeszcie z 1889 roku i oddać mój elfi łuk w ręce Legolasa.

Są jednak ludzie, którzy wykorzystują wyobraźnie w nieco innych celach. Mowa tu o pisarzach, mających jakąś władzę nad fantazją. Potrafią ją świetnie wykorzystać. I  wcale nie pozostają takimi zamyślonymi ludźmi pędzącymi żywot nieistniejącego bohatera filmowego.

Póki co tłumaczę moje wizyty w książkach wiekiem i charakterem. Mam nadzieję, że nie będę do końca mego życia sterczeć z wiecznie młodym mężem na stronach przeczytanej sto razy powieści :)

 





Droga do ideału

0 | dodaj
Hej :)

Dziś chciałabym napisać o drodze do wymarzonego celu i pokonywaniu własnych słabości :)

Każdy z nas ma jakiś ideał człowieka. Podczas gdy ktoś marzy aby być jak Anja Rubik, inna osoba pragnie z całego serca dorównać Napoleonowi. I chociaż nie możemy stać się nimi, potrafimy sprawić, aby być o ten jeden czy dwa kroki bliżej swego wzoru. 

I to co musi być napisane na samym początku. Bezsensowna jest próba bycia kopią sławnej modelki czy generała. Każdy z nas jest sobą, jedynym i niepowtarzalnym. W tym poście chodzi jedynie o to, aby zmotywować Was do przejmowania dobrych cech innych ludzi i spełniania marzeń.

Wyobraźcie sobie waszego idola. Weźcie kartkę. Zapiszcie co w nim podziwiacie; jaki on/a jest. Gdy to już macie gotowe, spójrzcie na swoje notatki.

Wśród pojawiających się tam cech, wybierzcie tą dla Was najważniejszą i zróbcie tabelkę. Może ona wyglądać mniej więcej tak:

  UPRZEJMOŚĆ - wybrana rzecz.
---------------------------------------
+                                   -


Gdy to już jest gotowe, zanotujcie plusy tej cechy (po lewej) i minusy (po prawej). Skończyliście?

Teraz, na tym samym skrawku papieru (może być nowy, jak brakuje miejsca) zapiszcie wszystkie osoby jakie znacie, które owy aspekt charakteru posiadają. Przez następny tydzień przyglądaj się co takiego oni robią, zapamiętuj to (oczywiście nie chodzi o to, żeby ich szpiegować :)) i staraj wprowadzać się to w swoje życie.

Za jakiś czas te drobne czynności wejdą Wam w nawyk. Jeżeli nie, możecie jeszcze spróbować napisać sobie jak będą postrzegać Was inni jak się zmienicie :)

Ja w ten sposób uczę się pewności siebie. Całkiem nieźle mi idzie, ale wbrew pozorom, to nie jest takie łatwe, jakby się mogło wydawać.

Są jeszcze osoby marzące o wyglądzie modelki. Uważają, że są np. za grube. Jeżeli wiesz, że w swojej szczuplejszej wersji będziesz czuć się lepiej, to po prostu zacznij coś z tym robić. Narzekanie nic nie daje :) 




A tutaj zdjęcie z mojego ,,spacero - nauko-biaganio - fotografowania" razem z Asią (bluelavenderose.blogspot.com) i Olą (arte-olaa.blogspot.com), która jest autorką tej oto fotografii.


Jak Cię ludzie widzą Antonino?

4 | dodaj
Witajcie :)

Jutro 1 marca, czyli... moje imieniny! Z tej oto okazji, postanowiłam napisać nieco nietypowy post. Zamierzam porównać cechy przypisane do imienia Antonina z rzeczywistością.  Czy nadane mi w dzieciństwie miano ma jakikolwiek wpływ na to, jak się zachowuje i na poszczególne cechy charakteru?
Dowiedzcie się sami.

,,Już samo brzmienie imienia Antonina jest łagodne i od razu budzi sympatię. Bo jak można czuć się źle u boku Niny, Tośki, a tym bardziej Tuni? Antoniny wpływają na ludzi jak oliwa na wzburzone fale. Nie można się na nie złościć ani gniewać. Działają rozbrajająco. Mają dar wygaszania napięć, przywracania pokoju; potrafią przywołać do ładu nerwusów i bałaganiarzy. Ich wewnętrzny spokój i równowaga udziela się otoczeniu. Są miłośniczkami sztuki i poezji i lubią się otaczać ładnymi drobiazgami. Kochają dom i znają się na sztuce jego prowadzenia. Uwielbiają przyjmować gości. W swoich mężczyznach zakochują się od pierwszego wejrzenia i nie dręczą ich wygórowanymi wymaganiami. Są ostoją porządku i bezpieczeństwa w rodzinie. W imieniu Antonina zakodowana jest pamięć pradawnych ideałów (może rodem jeszcze ze starożytnego Rzymu), w myśl których kobieta znała swoje miejsce w życiu i w porządku świata, nie buntowała się przeciw swojemu powołaniu i potrafiła czerpać z niego radość."

Oto jedna z moich charakterystyk. I pierwszym, o czym muszę napisać, jest to, iż wydaje mi się, że ten opis jest sporządzony przez kogoś, kto uważa kobietę za osobę mającą już od pierwszych dni jakieś ,,powołanie" (patrz; gotowanie obiadów dla męża, sprzątanie i dbanie o wygląd). Jeżeli płeć piękna już od początku ma jedno określone miejsce w życiu, to szczerze powiedziawszy, ja dziękuję. Ten fragment zupełnie nie zgadza się z moim sposobem bycia.

Dalej mamy, że od razu budzę sympatię. Jak bym chciała powiedzieć ,,Tak to prawda!", lecz niestety... czasem nie robię zbyt dobrego wrażenia. Mogę wyjść na jakiegoś gbura czy szarą myszkę, są ludzie myślący że jestem nieśmiała. 

Podobno ,,działam rozbrajająco". Mam wewnętrzną równowagę itd. Możliwe, że jednak coś w tym jest. Potrafię złagodzić sytuację, ale równie dobrze sama buduję napięcie.  Strasznie to skomplikowane...

Kolejna rzecz się zgadza. Lubię sztukę, wiersze, ładne rzeczy. Taka ze mnie artystyczna dusza :)

I znowu prawda, albowiem rzeczywiście kocham dom. Trudno jest mi ocenić, czy umiem go prowadzić, ale wydaje mi się, że dałabym sobie z tym radę.

Co do gości... Bardzo ich lubię, naprawdę. Jestem niczym Bilbo Baggins. Jednak zdarza się, że ktoś kto przyjdzie doprowadza mnie do szału. 

,,W swoich mężczyznach zakochują się od pierwszego wejrzenia i nie dręczą ich wygórowanymi wymaganiami" - biorąc pod uwagę, że wszyscy moi dotychczasowi ,,wybrańcy": 

-nie istnieją.
-żyją, ale ich nie znam.
-są postaciami historycznymi.

stwierdzam, iż rzeczywiście ich nie dręczę wymaganiami. Ale skoro żyję tymi ,,ideałami", to chyba jednak  moje kryteria stanowią trudną przeszkodę :)

I na koniec coś miłego. Jestem ostoją bezpieczeństwa. Nigdy tak o sobie nie myślałam. Muszę się kogoś zapytać.

Gdzie indziej jeszcze przeczytałam, że jestem naiwną idealistką. Przyznaję się bez bicia. To PRAWDA. :)


To tyle na dzisiaj :) Do ,,przeczytania"

Post w domku z czekolady

0 | dodaj
Hej :)

W tym poście opowiem Ci o moich postanowieniach postnych, ich przebieganiu i o tym, jak ułatwić sobie spełnianie tych zamiarów. Zapraszam :)

W tym roku, gdy jestem już zacnym obywatelem w wieku 14 lat i według kościoła powinnością moją jest niejedzenie mięsa przez 40 dni, po raz pierwszy sobie czegoś odmawiam. Nie wynika to bynajmniej z mojej pobożności, tylko z chęci zmienienia czegoś. I o ile pozbycie się z diety mięsa nie jest dla mnie zbytnim problemem, o tyle słodycze są moim uzależnieniem.

I tak: brak czekolady, żelków czy chipsów odczuwałam dosyć boleśnie, do tego doszedł  McDonald, do którego potrafiłam zawitać raz na dwa miesiące lub częściej. I niestety taka jest okrutna prawda; kochałam wszystko co niezdrowe. 

Moim przekleństwem jest, a raczej był Carrefour, ponieważ mam w grafiku dzień, gdy dwie godziny czekam w szkole. A czy istnieje lepszy sposób na nudę niż opychanie się słodyczami?

Aż w końcu nastąpiła ta przełomowa chwila; przeszłam na post. Powiedziałam sobie, iż to będzie koniec podjadania. I póki co, nawet nieźle się trzymam.

Owszem, zdarza, zapomnieć się i sięgnąć po żelka czy krówkę. Nie można się załamywać, trzeba próbować dalej. Jeżeli ja, człowiek który dnia sobie bez czekolady nie wyobrażał, nagle zrobił zwrot o 180*, to Ty też możesz. Warto próbować.

Ponieważ w każdym wpisie powinna być zawarta jakaś ,,mądrość", tak więc przedstawiam Ci moje pomysły na ułatwienie sobie 40-sto dniowej  mordęgi.

JAK UŁATWIĆ SOBIE POST (słodyczowy)

1. Musisz mieć konkretne zamiary. Nie mów Sobie ,,Ograniczę cukier". To nie działa. Warto, założyć że np. we wtorki mogę zjeść garstkę m&m's i nie więcej. Albo zupełnie zrezygnuj.

2. Jeżeli aż tak trudno jest Ci przeżyć bez deseru, zastąp lizaki kanapką z miodem, orzechami, owocami lub choćby jogurtem.

3. Zapisuj swoje osiągnięcia i spostrzeżenia. 

4. Powiedz o postanowieniach znajomym. Jeżeli ktoś wie o tym co robisz, to dostajesz kopa, by mu  udowodnić że Ty też możesz. I pamiętaj; grupa motywuje!

5. Zrób tablicę motywacji (gdzie umieścisz zdjęcie celu)

6. To bardzo popularna rada, ale co mi tam: Znajdź zajęcie, aby nie myśleć o jedzeniu.

7. Warto uświadomić sobie, czemu w ogóle chcemy pościć. Na czystej kartce zapisz co chcesz osiągnąć, jakie będą tego plusy, a jakie (ewentualnie) minusy.

8. Wyobrażaj sobie cel. Jak będziesz się czuł/a, jak będziesz wyglądać itp. Tylko nie poświęcaj na to każdej wolnej chwili, gdyż leżąc i myśląc mało osiągniesz.

9. Nie zadręczaj się gdy coś pójdzie nie tak; patrz zjesz chipsy. Po prostu zapamiętaj ile to ma kalorii, tłuszczu, zanotuj składniki, których nazw nie rozumiesz i sprawdź co to jest. Skład może Cię czasem tak zaskoczyć, że więcej nie sięgniesz po ten produkt.

10. Długo wahałam się czy umieścić tu ten punkt. W końcu uznałam, że nie mam wyboru. Zaraz wytłumaczę, skąd mój strach przed tą radą. Ale jeszcze chwilka. Nie chodź blisko sklepów z osobami, które namawiają Cię do jedzenia, albo zawsze, w jakiś magiczny sposób mają przy sobie portfel. I tu bynajmniej nie chodzi mi o to, aby od razu uznać taką osobę za wroga publicznego nr.1. Nie. Chodzi o to by mieć silną wolę i mimo wszystko nie zerwać postanowień.

Przeczytałeś/aś już ,,10 przykazań" odnośnie diety. Mam nadzieję, że uda Ci się osiągnąć wymarzony cel. Mocno trzymam kciuki :)

Nie słuchaj osób, które mówią że nie dasz rady. Poradzisz sobie :)


Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.