Translate

Miłość to...

4 | dodaj

Hej :)

Na świecie są miliardy ludzi. I przynajmniej 3/4 z mieszkańców planety kogoś kocha. Boga, rodziców, męża, żonę, psa. Opcji jest mnóstwo. Przez całe moje dotychczasowe życie zastanawiałam się, czym dokładnie jest ta głupia miłość. Potrzebą drugiego człowieka? Ale wczoraj, w końcu odkryłam co znaczy to tajemnicze słowo składające się z 6 liter.

W piątki mam zbiórki zuchów. Przychodzę i pomagam zajmować się małymi dziećmi. I czasami trzeba się przebierać. A że ja, jako osoba, która nigdy nie lubiła kostiumów wróżek, księżniczek i innych różowych stworków, stałam się na dwie godziny murzynkiem Bambo. Przy okazji wzięłam na zajęcia mojego młodszego brata. Miałam nadzieję, że mu się spodoba. Przez całą zbiórkę latałam z twarzą pomazaną masą z kakao i kremu oraz w swędzącej peruce na głowie. Ale czego się nie zrobi dla maluchów. 

Wszystko kończy się o godzinie 18:30. Ja ostaję jednak jeszcze trzydzieści minut, żeby posprzątać po tej rozwrzeszczanej hordzie. I troszkę pogadałam z druhną (główną prowadzącą). Potem wesołym krokiem, wciąż przebrana za Bambo, ruszyłam do wyjścia. Przy okazji zadzwoniłam do mamy, czy mogłaby mnie odebrać. I w tym momencie ona zapytała czy mój brat jest gotowy. I poczułam jak grunt usuwa mi się spod nóg.
-Rysio.. Ale wy go jeszcze nie odebraliście?
Okazało się, że nie. Na śmierć zapomniałam o ośmiolatku. Pędem wróciłam do szkoły i zaczęłam wrzeszczeć imię tego dzieciaka. Zero odpowiedzi. Pobiegłam na boisko. Jakiś trening piłki nożnej. Podchodzę do trenera i pytam czy nie widział niskiego chłopca, bo się właśnie zgubił.
-Czy pani mówi poważnie?
No tak, nadal mam to cholerne kakao na twarzy. Wracam do budynku. Nic. Na placu zabaw nie ma. Mój Boże, już prawie płacząc wlekę się przed szkołę i czekam na mamę. I co widzę? W samochodzie siedzi nie kto inny, a mój brat.
-Co ty tu robisz?! - drę się na całe gardło. - Gdzie byłeś?! Czy nie wiesz, że ja tu łażę, robię z siebie idiotkę, mało nie umarłam na zawał?!
Mama próbuje mnie uspokoić. Mówi, że powinnam była się umówić z Ryśkiem. Ale on nie powinien łazić po nocy! Bo jak się okazało, zaczął wracać do domu. Nic do mnie nie dociera. Prawie krzyczę, płaczę, brązowa masa na twarzy rozmazuje się, brudzę sobie ubranie. Jestem wściekła. Czy on nie rozumie, że coś mu mogło się stać? W głębi czuję, że to moja wina, może właśnie dlatego próbuję za wszelką cenę zwalić wszystko na niego. Gdy znajdujemy się pod naszym mieszkaniem ryczymy już obydwoje. Musze na pewno ciekawie wyglądać. 

Nie będę może już opowiadać dalej, bo w sumie nic ciekawego się nie zdarzyło. Ale teraz to właśnie będzie moja definicja miłości:

Jeżeli kogoś kochasz, przebiegniesz całe miasto przebrany za Afroamerykanina, byle tylko odnaleźć tą osobę. 
:)

Jak działa na mnie muzyka?

2 | dodaj
Witajcie :)

Pora na jakże spektakularny powrót po... nawet nie chce mi się liczyć. O ile ktoś się w ogóle martwił, to przepraszam ;). Wiecie - zabrakło mi pisania. Lubie poznawać ludzi w sieci, lubię wyrażać własne zdanie, no po prostu postanowiłam spróbować jeszcze raz. Co z tego wyjdzie - zobaczymy :) 

Muzyka - dla każdego jest czymś innym. Jest to więc temat rzeka i aż się dziwię sobie, że nie wykorzystałam  go w moich poprzednich wpisach.

Music Is My Life 
Coś w tym jest, że muzyka jest życiem. Określa uczucia, motywuje do działania, wpływa na nasz nastrój. W tym poście odpowiem na kilka muzycznych pytań, opowiem kilka ciekawych historii, może kogoś zainspiruję (oby!). Zatem - zaczynajmy!

Grasz na jakimś instrumencie?
A i owszem. Na pianinie. Można powiedzieć, że przestałam, bo już nie chodzę na dodatkowe zajęcia, ale coś tam od czasu do czasu przygrywam, uczę się nut. Pewnie jeszcze do tego wrócę. Bardzo bym chciała.

Śpiewasz pod prysznicem?
Tak! I kocham to robić. Śpiewam w domu, na przerwach w szkole... Prawie wszędzie. Nawet w tym momencie :)

Jaki jest Twój ulubiony wykonawca muzyczny?
Adam Lambert! Zdecydowanie! Jeszcze Queen. Na dalszym miejscu jest Stromae i Pentatonix. Jednakże to Adam jest tym ,,wybrańcem losu" :). Kiedyś go nie lubiłam, był dla mnie dziwny, taki nierealny i sztuczny. Jak się okazało tylko tak mi się wydawało. Teraz uwielbiam wszystko z nim związane. Dam Wam tu zdjęcie, sami zobaczcie - jest po prostu cudowny :D

 

Jaka jest Twoja ulubiona piosenka?
Hmmm... Adam Lambert - There I said it... Nie no, nie dam rady tylko jednej. Queen - Another one bites the dust, Pentatonix - Evolution of music, Stromae - quand c'est. To chyba te jedne z ulubieńszych.

Jaka jest piosenka przy której zawsze tańczysz?
Michael Jackson & Justin Timberlake - Love never felt so good
Madcon ft.Ray Dalton - Don't Worry

Jaki jest Twój ulubiony teledysk?
Dla mnie Stromae jest mistrzem teledysków, każdy jest malutkim dziełem sztuki. Ale ,,quand c'est" przebija wszystko.

Piosenka najlepiej opisująca Twój nastrój w tym momencie, to:
 Avicci - Waiting for love

Zespół, który lubisz, a do którego się ni przyznajesz:
O nie... Prawda wyjdzie na jaw ;) One Direction. Lubię czasami słuchać ,,Drag me down". I bynajmniej nie uważam ,,directionerek" i tym podobnych wynalazków za coś złego.

Oglądasz jakiś program muzyczny?
The voice of Poland! Nie mogę przegapić żadnego odcinka. Ani jednego.

Jaka jest piosenka, która znudziła Ci się, bo była za długo puszczana w radiu?
Sarsa - Naucz mnie. Mam dosyć. Kapituluję. Nigdy nie lubiłam tej piosenki, a teraz jej nienawidzę jej tysiąckrotnie. Nie przepadam też za Fifth Harmony - Worth it.

Chyba zdziecinniałam. No cóż. Bywa i tak. Mam nadzieję, że napiszę niedługo jakiś może ciekawszy post? Nie wiem. Mam kilka ciekawych planów odnośnie tego bloga i liczę na Waszą pomoc. Zostaw komentarz - obiecuję, że odpowiem! Zresztą to bardzo mnie motywuje do dalszego pisania. Po za tym zapraszam na aska: @edensoe  Jeżeli ktoś do mnie napisze, gwarantuję że dostanie odpowiedź :))

Tosia
 

Opowiadanie - Mechaniczna Cytryna

0 | dodaj
Hej :)

Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Tak jak pisałam, postanowiłam zamieścić na blogu opowiadanie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Z góry też proszę o zrozumienie dla możliwych błędów interpunkcyjnych :)) 


Mechaniczna Cytryna

Siadam na czarnym stołku postawionym w mojej garderobie. Zerkam w lustro i wydaję głośne westchnięcie pełne niezadowolenia. No tak, moja twarz znowu się do niczego nie nadaje. Muszę się szybko przygotować, zaraz zaczyna się program. Wyuczonym ruchem sięgam po słoiczek z jasnym pudrem. Jednak tego dnia, wszystko idzie nie po mojej myśli. Kosmetyk spada na drewnianą podłogę, a ja wściekłym wzrokiem spoglądam na cielisto-szklaną mozaikę.
-Cholera- mruczę. Delikatnie, tak aby nie pokaleczyć palców wygrzebuję resztki proszku spośród odłamków słoiczka. Nakładam go na policzki, czoło i nos po czym rozprowadzam puchatym pędzlem. Teraz pozostało pociągnąć usta szkarłatną szminką i jestem gotowa.
Nagle ktoś z impetem wchodzi do mojego pokoju.
-Pani Ariadno, strój gotowy. – na szczęście to tylko Robin, człowiek od kostiumów. Widzę, że na dziś przygotował mi piękny, czarny frak i buty na wysokich obcasach. Rzucam mu tylko wdzięczne spojrzenie, po czym odbieram od niego kostium. Gdy Robin opuszcza garderobę, wkładam przygotowane ubrania. Buty są przecudne, jednak bardzo trudno jest mi w nich chodzić. Problem mam z frakiem – jest lekko przyciasny. No cóż, nic już nie da się zrobić, pójdę w nim.
Zmierzam w kierunku miejsca nagrywania programu. Po drodze otrzymuję scenariusz, parę dobrych rad i zazdrosnych spojrzeń koleżanek z pracy.
Staję przed kamerą, i mimo duszącego mnie stroju, niewygodnych czółenek i zepsutego humoru wyszczerzam bialutkie jak śnieg zęby. Wiem że wyglądam dobrze.
Dziś podobno ma być jakiś ciekawy odcinek mojego telewizyjnego show. Właściwie nie mojego. Ja nie mogę mówić czego chcę, nie mam prawa ubrać się wedle własnego gustu. Ja tylko czytam. Tak, dokładnie, tylko. Jestem prezenterką, która ma przyciągać wzrok. Nawet scenariusza nie mogę zobaczyć, ponieważ nasz reżyser chce, aby wszystko było naturalne.
Siadam na moim miejscu, na wielkim, czerwonym fotelu. Naprzeciw mnie znajdują się trzy osoby – jakaś młoda dziewczyna, mająca góra piętnaście lat, mężczyzna ubrany w eleganci garnitur i zaniedbana kobiecina, typowa kura domowa. Przez te wszystkie lata pracy w telewizji umiem bezbłędnie ocenić ludzi. Wiem, że każde z nich jest na swój sposób nieszczęśliwe.
-Kamera, akcja! – słyszę.
-Dzień dobry, nazywam się Ariadna O’Malley i zapraszam do mojego talk-show ,,Mechaniczna Cytryna”. – uśmiecham się. Po chwili spuszczam wzrok na kartki z moją rolą i czytam.
-Moimi gośćmi są Gasper Terry – tu podnosi się owy strojniś i z dumną miną obraca się w kierunku zatrudnionej widowni. No tak, uczestnicy zawsze myślą, że są w centrum uwagi. Nigdy się nie dowiedzą, że płacimy ludziom bicie brawa.
-Latoya Swan – nastolatka niepewnie unosi głowę i patrzy mi prosto w oczy. Rozprasza mnie to, ale nie daję się zbić z tropu.
-Oraz Debora Farrons – dodaję. Publiczność klaszcze.
-Moi mili, więc to Wy jesteście tymi szczęściarzami, którzy wygrali konkurs pod tytułem ,,53”? – pytam, zdziwiona takim obrotem akcji. Co jak co, nie spodziewałam się czegoś takiego. Zwykle rozmawiamy o polityce, miłości czy innych mniej ważnych sprawach. – Skoro tak, opowiedzcie nam coś o sobie i swoich marzeniach. Może zaczniemy od Ciebie, Latoyo.
-Witajcie, mam czternaście lat i mieszkam Interpolu. – zaczyna dziewczyna.- Zajęłam pierwsze miejsce w tym konkursie…
-A dzięki czemu wygrałaś? Co zrobiłaś? – może nareszcie dowiem się o co chodzi.
-Ja... napisałam historię.
-A o czym ona była? – darzę ją sztucznym uśmiechem.
-O miłości. Niemożliwej, ponieważ była to sytuacja dość trudna. Jakby to powiedzieć… Ona była normalnym człowiekiem, żyła tak jak każdy inny, on z kolei… nie istniał.
-Hmmm, bardzo ciekawe. – wypowiadam na głos słowa scenariusza. Oczywiście wszystko jest zaplanowane, są różne wersje zarówno moich odpowiedzi, jak i gościa. – Niech zgadnę, to Twoje marzenie?
-Tak. – zdradza Latoya.
-Dobrze, może teraz zajmiemy się Panią Farrows. Deboro, opowiedz nam, o czym Ty śnisz po nocach.
Kobieta nazwana przeze mnie ,,Kurą Domową” rzuca mi zmęczone spojrzenie.
-Pragnę być sławną piosenkarką. Ciągle tkwię przy zmywaniu garów, dzieci leni, mąż ignorant… - wylewa z siebie wszelkie żale. – Zaśpiewałam napisany przez siebie utwór. Był o tym, że chcę być dostrzeżona, chcę być piękna.
Patrzę na nią z wyuczonym współczuciem.
-Może teraz Gasper przybliży nam swoje marzenia.
-Jestem zabieganym biznesmanem. Cały czas gnam za pracą, modą, pieniędzmi, ale nie mam czasu na to, aby zrobić coś dla siebie. Chciałbym znalazł się nagle daleko stąd, w jakimś miłym miejscu, gdzie rozkoszowałbym się samotnością.
-Skoro poznaliśmy z grubsza naszych uczestników, pora na gwóźdź programu. Nasi przyjaciele otrzymają pastylki, po których połknięciu, przeniosą się do wymarzonego przez siebie świata. Będą mieć ze sobą nasze latające, niewidoczne kamery, które będą patrzeć jak powodzi się im w nowym świecie.
Po chwili do naszego pokoju wchodzi moja koleżanka, Nastia. W dłoniach trzyma srebrną tacę, na której leżą trzy, białe pigułki.
-Kiedy je połkniecie, pomyślcie swoje życzenie. Następnie poczujecie się słabo, to znak, że się przenosicie. Pamiętajcie, macie tylko pięćdziesiąt trzy minuty do dyspozycji. Dobrej zabawy! – mówi Nastia, po czym podaje tabletki gościom.
Gasper, Latoya i Debora sięgają po nie nieufnie, jednak z wyraźnym zaciekawieniem. Po chwili najmłodsza uczestniczka przybliża rękę z cudownym środkiem do ust i znika. W jej ślady idzie pozostała dwójka.
Po chwili włączają się wielkie ekrany za mną. Dlaczego ja ich przedtem nie dostrzegłam?! Pełna złych przeczuć, wypadam z roli. Nagle na pierwszym wyświetlaczu ukazuje się znana mi twarz Kury Domowej. Tylko że ona wygląda… inaczej. Jej zniszczone niegdyś włosy lśnią zdrowym blaskiem, w oczach radość, a ona odziana jest w piękną suknię w szafirowym odcieniu. Siedzi wśród tłumu podobnych do niej ludzi. Zaczynam poznawać coraz to nowe twarze. Dostrzegam Adele, Lady Gagę czy Taylor Swift. No tak, rozdanie Grammy, przecież Debora chciała być piosenkarką.
-Lucky! – to słowo wydobywające się z ust prowadzącego. Zastanawiam się o kogo chodzi i po chwili widzę promieniejącą Panią Farrows biegnącą by odebrać statuetkę.
Po chwili obraz urywa się. Z przerażeniem czekam na to co się wydarzy. Nie muszę tego robić długo – następny ekran ukazuje mi Elegancika. Tylko że tym razem wygląda bardziej jak jakiś zaniedbany wieśniak. Leży na kupie siana i kłosem w zębach. Zaskoczona tym widokiem nic nie mówię. Dostaję znak od reżysera. Przerwa na reklamę. Latoya ze swym wyobrażonym ideałem muszą poczekać. Idę w kierunku szefa.
-Czy zdajesz sobie sprawę, jakie życie będą mieli Ci ludzie?! Jak będą nieszczęśliwi gdy wrócą do prawdziwego świata?! – krzyczę.
-Kochana – zaczyna mój przełożony. – Oni nigdy nie żyli w rzeczywistości. To ich pozbawi złudzeń.
-Że co?! Dając zakosztować im niemożliwego, niszczysz ich! Oni będą chcieli tam wrócić!
-To już nie mój problem. – ucina.            
-Stój! – rozkazuję. – Powiedz mi tylko skąd macie te pastylki. To nie jest normalne. Co ludzie będą myśleć?! Takie rzeczy istnieją w opowieściach!
-Życie to jedna wielka niewiadoma. – mówi zagadkowo. – Niech Cię nie interesuje skąd mamy te czy inne przedmioty. A co do społeczeństwa… utrzymujemy, że to świetnie zmontowany materiał.
-Ale…
-Wracaj na plan, zaraz koniec reklam! – kończy rozmowę.
Czuję się jak nagrywana ukrytą kamerą. Jakby to był żart. Jeden wielki dowcip. Niestety, zapewne tak nie jest. Zajmuję mój fotel i zerkam na ostatni ekran. Film się zaczyna.
                                                                           
Jakaś piękna, młoda kobieta chodzi w ciemną noc po wielkim cmentarzysku. Ma bladą cerę, wielkie czarne oczy i wampirze kły. Na pierwszy rzut oka trudno rozpoznać, ale to właśnie Latoya. A obok niej stoi mężczyzna. Oczywiście, naoglądała się smarkula ,,Wywiadu z Wampirem” i teraz ma. W duch proszę ją, aby się w nim nie zakochała, chociaż wiem, że jest już za późno.
Zegarek ukazuje trzy minuty do końca ,,idealnego życia”. Z opuszczoną głową czekam na to, co nastąpi. W skupieniu wsłuchuję się w ciszę. Przeraża mnie ona. Mówi całą prawdę, o mnie, o tych ludziach, o telewizji.
Ekrany wygasły. Debora, Gasper i Latoya wracają. Jeszcze dosłownie kilka sekund i staną przede mną. Tak też się dzieje. Cała trójka, taka jak przedtem.
Elegancik zaczyna opowiadać o tym, ja to się odprężył na tym sianie i jak mu było przyjemnie. Kura Domowa z zachwytem wspomina rozdanie nagród. Zaraz wrócą do swoich domów, pracy, rutyny. Tylko nastolatka, ta jakże młoda istotka stoi ze spuszczoną głową. Pytam ją co się stało. Podnosi na mnie załzawione oczy, po czym odchodzi. Nikt jej nie powstrzymuje, kamezrysta rzuca tylko:
-Wytnie się.
Rozchodzimy się. Nadal mam poczucie winy z powodu tego programu. Tego wyreżyserowanego badziewia, w którym łamiemy ludziom serca i odbieramy złudne nadzieję. Zmęczona padam na łóżko.
     Następnego dnia budzę się z przekonaniem, że to był tylko sen. Radosna kieruję mój wzrok do lustra i widzę wypudrowaną twarz z rozmazaną szminką. Mój humor momentalnie się psuje. Sprawdzam wiadomości i świeże informacje. Na pierwszej stronie mojego ulubionego portalu, znajduje się taka oto notka:
Nie żyje Latoya Swan (15), uczestniczka programu ,,Mechaniczna Cytryna” prowadzonego przez Ariadnę O’Malley. Dziewczyna popełniła samobójstwo.
I to tyle. Czuję jak moje dłonie drętwieją na klawiaturze, oddech ustaje. Tak się czuje człowiek, który najpierw zniszczył, z następnie odebrał komuś życie. Gdy tylko odzyskuję zmysły sięgam po komórkę. Piszę do szefa wypowiedzenie. Nie będę tam iść, nie dam rady.

Od tego wydarzenia minęło już sporo czasu, bo trzy miesiące, jednak Latoya cały czas ma miejsce w mojej pamięci. Ułożyłam sobie życie, nie pracuję już w  y tej niszczącej telewizji. Nareszcie mogę mieć własne, zdanie – piszę o czym chcę. Jestem dziennikarką. Moje artykuły wysyłane są na przeróżne konkursy pisarskie, zazwyczaj wygrywają większość konkurencji. Generalnie, to moja nowa przełożona odpowiada za to, w jakiej rywalizacji będą brały udział moje teksty. Ja dostaję listy z gratulacjami i zaproszenia na galę wręczania nagród. Dzisiaj także znalazłam białą kopertę w skrzynce. Uradowana od razu ją otworzyłam.
Droga Pani Ariadno O’Malley!
Mamy przyjemność pogratulować Pani zajęcia pierwszego miejsca w konkursie o nazwie ,,53”. W ramach nagrody zapraszamy do programu ,,Mechaniczna Cytryna” prowadzonego przez  Oxanę Verdin…….
Przerażona odłożyłam kartkę papieru. Poczułam jak łza płynie mi po policzku. Wzięłam pióro do ręki i napisałam na czystej kartce odpowiedź:
,,Dziękuję za zaproszenie, na pewno będę”
-

Green, Thorin, Sheeran - czyli co u mnie :)

5 | dodaj


Witajcie!


Z okazji tego niesamowitego dnia jakim jest wtorek, który do tego jest wolny postanowiłam wrócić do krainy żywych. Przez jakiś czas nie było mnie ani widu, ani słychu, ale teraz oto jestem. Oto kilka rzeczy/zajęć zaprzątających moją głowę przez ostatnie 2 tygodnie.

Po pierwsze - przeczytałam 3 książki J.Greena. Z każdą kolejną przekonywałam się, że jest to doprawdy, genialny autor.

 

19 Katherine - opowieść o chłopaku zakochującym się tylko w dziewczynach noszących imię Katherine.  Jest ,,genialnym dzieckiem", świetnym matematykiem. Razem z przyjacielem Hassanem wyruszają w podróż po Ameryce. Tam poznają Lindsey, jej chłopaka Colina, Katrinę i pewną właścicielkę fabryki ze sznurkami do tamponów. To była pierwsza z tych trzech książek, którą przeczytałam. Była świetna, w niektórych momentach zabawna w innych czułam napięcie. 

Papierowe Miasta - historia pewnego chłopaka zakochanego w przebojowej dziewczynie. Nastolatek zostaje zaangażowany w zemście na byłym swojej sympatii. Za jakiś czas dziewczyna ucieka z miasta. Zostawia po sobie rożne znaki. Chłopak postanawia ją odnaleźć. Ta książka jest jeszcze lepsza od poprzedniej. J.Green niewątpliwie potrafi sprawić, by opowieść wydawała się realna. Czytając mam wrażenie, jakby wszystko to działo się naprawdę.


 

Will Grayson, Will Grayson - książka o Willu Graysonie przyjaźniącym się z pewnym gejem zwącym się Kruchy Cooper. Kruszyna (pseudonim Coopera) jest zaangażowany w tworzenie musicalu. Pewnego razu Grayson, Kruchy i ich przyjaciółka Jane wybierają się na koncert. Okazuje się że Will nie może się na niego dostać. Udaje się więc do sklepu ,,Frenchy's" gdzie spotyka się przez przypadek z drugim Willem Graysonem (jego imiennikiem). Duet J.Greena i D.Levithana stworzył najlepszą książkę jaką w zyciu dane mi było przeczytać. Wprawdzie troszkę czasu minęło zanim zorientowałam się, iż są to jakby ,,dwa pamiętniki" z czego jeden pisany jest wielkimi, a drugi małymi literami (Ach, ta moja inteligencja!), ale zdecydowanie genialna opowieść.


Po drugie - cała żyję nocnym maratonem Hobbita. Niedługo w kinie organizowany jest właśnie taki seans. Chodzę jakbym żyła nie w tym świecie. Właściwie, to nawet nie potrafię o tym spokojnie pisać. Może po prostu zamiezczę już zdjęcie i uwolnię Was od moich wypocin :))

 


Co dalej - planuję zrobić kolejną część ,,Zapisków szalonej poetki" lub zamieścić swoje opowiadanie. Dajcie mi znać, czy warto w ogóle to robić, bo nie wiem czy ktoś to będzie czytał :)


 Ach, i jeszcze jedno! Jest piosenka, a właściwie dwie, od których się uzależniłam. Jedna z nich nie była w moim stylu - to moja siostra słuchała jej na okrągło i koniec końców mi też się udzieliło :)

https://www.youtube.com/watch?v=2zNSgSzhBfM
  Macklemore i Ryan Lewis - Can't hold us


https://www.youtube.com/watch?v=4fktjAlczv8
Ed Sheeran - Tenerife Sea


To chyba tyle :) Do zobaczenia, a właściwie do ,,przeczytania"

Gdybym była...

3 | dodaj
Hej :))

Długo zastanawiałam się o czym by tu napisać, aż w końcu postanowiłam. Wydaje mi się, że na takie ,,bez wenowe" momenty są posty typu ,,50 faktów o mnie" itp. W końcu zawsze się czegoś dowiemy o osobie piszącej, znajdziemy wspólne cechy. Uznałam jednak, że jest to już dość popularny pomysł i wykorzystam go w troszeńkę inny sposób. Przerobiłam :)



Gdybym była piosenką, byłabym... ,,Someone new" Hoziera. Nie chodzi mi tylko o rytm i melodię tego utworu, który pod tym względem kocham. Jest coś takiego w tekście... Nawet teledysk jakoś do mnie przemawia, a zazwyczaj tak nie jest :))

Gdybym była filmem, byłabym... ,,Truman Show". Genialny film z Jimem Carrey'em (proszę, poprawcie mnie, jeżeli coś tutaj źle napisałam w odmianie jego imienia), opowiada historię pewnego mężczyzny, który dowiaduje się, że jego życie jest tak naprawdę telenowelą oglądaną przez miliony ludzi. To bardzo skąpy opis, lecz naprawdę zachęcam do obejrzenia. Jest to pod pewnym względem przerażający film, dający do myślenia.

Gdybym była częścią garderoby, byłabym... flanelową koszulą. Jednak nie taką modną czy coś - starą, z wielkimi guzikami i szeroką, taką którą należy wyrzucić, ale ma się do niej zbyt wielki sentyment, aby to zrobić. Ta ostatnia część z sentymentem nijak ma się do mnie, chciałam tylko wyjaśnić, o jaki dokładnie rodzaj mi chodzi.

Gdybym była słodyczem, byłabym... takim batonikiem z orzechów w miodzie.Nie umiem uzasadnić, czemu akurat tym, ale tak by było.

Gdybym była meblem, byłabym... regałem na książki. Tak kocham czytać, że chyba nie należy tego zbytnio tłumaczyć.

Gdybym była miejscem, byłabym... Borami Tucholskimi. Takimi tajemniczymi,  ,,artystycznymi". Z mnóstwem starych drzew, jezior.

Gdybym była częścią ciała, byłabym... uchem. Zastanawiałam się nad okiem, ale uznałam, że lubię słuchać ludzi (przynajmniej niektórych) i mi to pasuje.

Gdybym była pojazdem, byłabym...jakimś garbusem, który nie każdemu się podoba.

Na dziś to tyle, może co poniektórzy wiedzą, skąd zaczerpnęłam pomysł ;).

A kim Wy byście byli, gdyby?



Hej, Ty Downie!

3 | dodaj



Hej :))

Dzisiaj wpadła mi w ręce, jak sądzę, bardzo ciekawa książka. ,,Poczwarka" autorstwa Doroty Terakowskiej. Nie podszedł mi jej ,,Władca Lewawu", ale postanowiłam zaryzykować.I nie zawiodłam się. Zdążyłam przeczytać dosłownie kilka stron a zostałam wbita w fotel.

 Jest to książka o jakby to nazwać, ,,biznes-rodzince" w której do szczęścia brakuje tylko idealnej córki. Takiej, która chodziłaby do przedszkola z angielskim, tańczyła w balecie i grała na instrumentach, a w przyszłości miałaby dobrego męża z wielką willą. Problem pojawia się dość szybko - kobieta rodzi dziecko z zespołem Downa.

Rodzice pogrążeni w rozpaczy. Matce nawet przebiega nawet myśl ,,Przecież to dziecko może umrzeć; urodzę kolejne - normalne i zdrowe".

Jednak nie o tym chciałam pisać. Moim zamiarem było poruszenie problemu nazywania kogoś zdrowego ,,Downem". Często można usłyszeć ,,Hej, Ty Downie!", czy ,,Ale z niego Down!". Generalnie na szkolnym korytarzu. Zaraz potem słuchać śmiech, albo potakiwanie.

Zawsze mnie to denerwowało. To po prostu nie jest zabawne. Jak można za największe wyzwisko uznać określenie czyjegoś stanu? No jak? Czy to, że ktoś nie może robić różnych rzeczy ponieważ urodził się nie w pełni sprawny, serio jest aż takie fajne, że trzeba ogłaszać to na całą szkołę?

I nikt się nie odzywa. Dookoła słychać tylko głupkowate chichoty. Oczywiście, każdy boi się o swoją pozycję w klasie. Nawet sam ,,wyśmiany" jest jakoś radosny. Bo przecież wśród ,,gimbów" utarło się, że Down to idiota, kretyn, imbecyl czy dureń.

I kogo to teraz obchodzi, że osoby cierpiące na te zaburzenia to też ludzie? Obrażanie innych nazwą ich stanu jest co najmniej okropne. To tak jak bym uznała np. swoje imię za coś złego. Załóżmy, że to, iż ktoś ma na imię ,,Tosia" oznacza, że jest coś nie tego. Koledzy z klasy wrzeszczeliby na korytarzu ,,Ale z ciebie Tośka" albo ,,Prawda, że nauczyciel jest Tosią?". Ale ja bym urodziła się z tym imieniem i raczej do 18 roku życia nie mogłabym nic z tym zrobić. Potem proszę bardzo - Zygfryda, Grzymisława czy Genowefa, zmieniam i już. A osoby z zespołem Downa nic nie zrobią.














 





Moje ulubione książki

6 | dodaj
Hej :))

Dzisiaj napiszę co nieco o książkach, które przeczytałam i uważam za przynajmniej interesujące. Niektóre z tych poniżej zamieszczonych dzieł zmieniły moje nastawienie do świata, sprawiły, że w tym co postrzegałam jako złe, teraz umiem zobaczyć iskrę dobra :)


Mały Książę
Antonie de Saint-Exupéry 

,,Mały Książę" czyli mój zdecydowany numer jeden, jest książką o pewnym pilocie, który rozbił się wraz samolotem na Saharze. Gdy już traci nadzieję na przeżycie pojawia się przed nim pewien chłopiec. Po pewnym czasie okazuje się, iż owy przybysz pochodzi z innej planety. Pod wpływem Małego Księcia, pilot ,,odnawia" swój dziecięcy pogląd na świat, poznaje historie o nieszczęściu innych, przyjaźni i miłości, bowiem tajemniczy przybysz okazuje się mieć różne tajemnice w zanadrzu. Z każdym dniem towarzysze zaprzyjaźniają się coraz mocniej. Wkrótce jednak Książę chce wrócić na swoją planetę i...

Książka ta jest pozornie dla dzieci. Łatwy język, dużo obrazków, fantastyczna fabuła... Mimo wszystko czytając tę historię, odkrywasz ile tak na prawdę znaczy przyjaźń, śmierć i miłość. Kocham ,,Małego Księcia" nie tylko za ten ukryty przekaz, lecz także za to, iż zmienia sposób patrzenia na świat. Nagle doceniasz to co masz, umiesz się z tego cieszyć.




Szukając Alaski
John Green


 Jeżeli chodzi o powieści J.Green'a, ,,Szukając Alaski" jest zdecydowanie najlepsza. Jest to historia nastolatka (Klucha), który rozpoczyna naukę w szkole z internatem. Tam poznaje ludzi, którzy po jakimś czasie stają się jego przyjaciółmi (min. Pułkownika, Alaskę) i zmienia się pod ich wpływem (zaczyna palić itp.). Wkręca się w grupę wyspecjalizowaną w robieniu kawałów. Chłopak zakochuje się w tytułowej bohaterce, która niestety ma już partnera. Razem z nowymi znajomymi, Klucha postanawia wykręcić numer wszech czasów. Wszystko poszło zgodnie z planem, grupa postanawia urządzić ,,wyznawanie najsmutniejszych i najweselszych momentów życia". Wtedy bohater dowiaduje się tajemnicy Alaski. Po paru dniach, do szkoły przychodzi przerażająca wieść...

Przeczytałam tą książkę właściwie nie odrywając się od niej. Kiedy tylko mogłam, sięgałam po nią, bardzo mnie wciągnęła. Jest to debiut J.Green'a, jednak uważam go za lepszy, niż ,,Gwiazd naszych wina". Postacie wydają mi się bardziej realistyczne, jakaś nadludzka moc sprawia, że nie da się przerwać tej lektury :))


Oskar i Pani Róża
Eric-Emmanuel Schmitt

 

 Kolejna dość krótka książka na mojej liście. Jest to opowieść o chorym na raka chłopcu Oskarze (10 lat), któremu pozostaje zaledwie kilka dni  życia. Dziecko znajduje się w szpitalu, gdzie ma kolegów (Bekon, Pop Corn) czy nawet dziewczynę, a później żonę (Pegy Blue). Ma także ciocię Różę - byłą zapaśniczkę, aktualnie będącą wolontariuszką. Chłopiec w krótkim czasie pozostającym mu do śmierci (dokładnie 12 dni) przeżywa każdy etap dorastania (z każdą godziną starzeje się, w dwanaście dni staje się staruszkiem, duchowym oczywiście). Wszystkie jego emocje z tym związane, przedstawione są w listach do Pana Boga. Na końcu lektury jest jeden wyjątkowy list... Nie powiem jaki, bo warto samemu ,,pomęczyć się" przez godzinę :))

,,Oskar i Pani Róża" jest opowieścią o śmierci, o tym, iż nie trzeba mieć 40 lat by być dorosłym. 10-ciolatek jest równie dojrzały co nie jeden inny człowiek. Jest to wzruszająca historia dziecka dotkniętego chorobą, od której nigdy nie ucieknie.Sądzę, że opłaca się przeczytać to, choćby ze względu na to, iż można zrozumieć, że tak naprawdę jesteśmy szczęśliwymi ludźmi - nie musimy toczyć walki z czasem, jak bohater.


Gdybym była czekoladą
Katarzyna Majgier


Były dość poważne lektury, czas na coś lekkiego. ,,Gdybym była czekoladą" ukazuje życie 15-stoletniej Ani Szuch oraz jej przyjaciółek - Niki, Pauli, Liliany i Blondi. Okazuje się, że dziewczyny mają nową wychowawczynię - Afrodytę, która swoimi drogimi rzeczami robi w szkole wielką furorę. Jest także córką kogoś znanego i przyjaciółki usiłują wytropić kto to może być. Dowcipna powieść w formie pamiętnika sprawia, iż jest ona przystępna nawet dla tych ,,nielubiących książki".

Zawsze czytam tą powieść aby się odstresować, czasem roześmiać. Nie należy to może do jakiejś ambitnej literatury, ale zdecydowanie bardzo przyjemnie usiąść sobie z z tą książką i zagłębić się nietypowe życie głównej bohaterki.


Bardzo biała wrona
Ewa Nowak

     


W ,,Bardzo białej wronie" poznajemy Natalię i Norberta. Chodzą oni do jednego liceum, jednak to co bardzo ich różni to bez wątpienia dom. Dziewczyna pochodzi z przyjaznej rodziny (ma adoptowanego brata), może nie za bogatej ale pozytywnej, zaś chłopak jest z ,,dobrego domu". Norbert miał dziadka, bardzo wymagającego pianistę, który nigdy nie był zbyt blisko z wnukiem. Między tą dwójką rodzi się uczucie. Z pozoru zwyczajna, codzienna miłość, powoli ukazuje swoją ,,czarną" stronę. 

Bardzo przyjemna w czytaniu powieść, uważam, że jedna z lepszych Ewy Nowak. Jest to ciekawy pomysł, bardzo zgrabnie ujęty przez autorkę. Czego chcieć więcej? :))


To chyba tyle, jeżeli chodzi o moje ulubione książki, może dołączyłabym jeszcze ,,Chłopców z Placu Broni" Ferenca Molnara :)). A jakie są Wasze ulubione powieści i czy czytaliście te wybrane przeze mnie? :))

"Kto czyta książki, żyje podwójnie" - Umberto Eco

Może jest w tym ziarnko prawdy??



Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.